Dlaczego Medziugorje ?

  • caso

Krótkie świadectwo dr Luigi'ego Friego, przyczyniającego się we wczesnych latach objawień do badań fenomenu Medziugorja.

 

Przypadek ROSY

 

     Pod koniec lata, 1982 roku choroba Rosy objawiła się z całą mocą: nowotwór kości krzyżowej oraz jego przerzuty na okoliczne tkanki. Rosy miała wtedy 23 lata, była to dziewczyna dość wysoka, szczupła, zdecydowana i zdeterminowana. Kilka miesięcy wcześniej skończyła studia medyczne, by zostać położną. Pracowała wtedy także na największym oddziale onkologii w Mediolanie, gdzie pracuję i ja. Konsultowała się z najwybitniejszymi neurologami i ortopedami z najlepszych włoskich szkół. W październiku podjęto próbę usunięcia nowotworu.

     Po kilku minutach od rozpoczęcia operacji pacjentka straciła ponad 4 litry krwi. Badanie histologiczne pobranego materiału dało jednoznaczny wynik: olbrzymie komórki rakowe zaatakowały kość. Z biegiem czasu stan kliniczny Rosy szybko się pogarszał, a ból był coraz bardziej intensywny. Zadzwoniłem do zaprzyjaźnionego lekarza ze Stanów, aby zapytać, czy możliwe jest podjęcie jeszcze jakichś kroków, ale sytuacja zdawała się być beznadziejna z punktu widzenia chirurgii. Powinno się rozpocząć radioterapię, leczenie czysto paliatywne, ale podjęto decyzję rozpoczęcia drogi nadziei, a zatem polecieć do Szwecji i wysłuchać opinii innego specjalisty. Cel podróży był raczej psychologiczny, chora doskonale zdawała sobie sprawę ze swojego stanu, pracowała przecież przez lata na oddziale nowotworów miednicy naszego szpitala. Tego dnia byliśmy na pokładzie samolotu do Goteborga, gdzie miała odbyć się kolejna konsultacja medyczna. Spojrzenie Rosy było pełne zmartwienia, może nawet desperacji, jakby chciała powiedzieć: „po co znów się oszukiwać? Wiem dobrze, że muszę umrzeć, nie ma od tego odwrotu!”

 

Atmosfera zrobiła się nieznośna. Nagle z moich ust popłynęły spontaniczne słowa, jakby wspomnienie czegoś już usłyszanego: „Ta choroba nie prowadzi do śmierci, ale ku większej chwale Pana! Jest miejsce w Jugosławii, gdzie Madonna od ponad roku objawia się stale szóstce dzieci. Teraz lecimy do Szwecji. Jeśli tam uda się coś załatwić, polecimy do Jugosławii, aby podziękować, jeśli nie uda się... pojedziemy tam, gdzie objawia się Madonna, na pewno coś się wydarzy!”

     Nagle spojrzenie dziewczyny zupełnie się zmieniło – przyjęło wyraz ulgi, może nawet radości. Ta atmosfera ufności i pewności nie została zmącona nawet gdy szwedzki lekarz stwierdził, że nie podejmie się tak ryzykownego zabiegu chirurgicznego, analogicznego do tego podjętego miesiąc wcześniej na innej pacjentce z Rzymu. Chora zmarła na sali operacyjnej po 18-godzinnej skomplikowanej i wyczerpującej operacji. Narastało w nas przekonanie, że trzeba walczyć, dlatego nalegaliśmy, aż chirurg zgodził się operować. 14. grudnia o 9.00 rano Rosy leżała jeszcze przytomna na sali operacyjnej dużego szpitala szwedzkiego, podczas gdy lekarze przygotowywali się do zabiegu.

"Jeśli coś miało by pójść nie tak, pamiętaj, że to co miałabym Ci do powiedzenia, zostawiłam na karteczce w brewiarzu."

     Po tym zdaniu, anestezjolog rozpoczął powoli wstrzykiwanie lekarstwa przez wenflon, a osoba, która to pisze, poczuła nagłą chęć zdjęcia rękawiczek i ucieczki, gdzie pieprz rośnie... Operacja rozpoczęła się o 10. rano i zakończyła o 22. Zużyto 40 dawek krwi. Gdy Rosy otworzyła oczy i chociaż w tchawicy wciąż tkwiła rurka intubacyjna, wyszeptała: „Ja żyję, to cud, Bóg jest wielki!”. Zabieg udał się doskonale.

     W kilka miesięcy potem Rosy zaczęła znów chodzić i wieść normalne życie, bez oznak niepełnosprawności. Nadeszła wiosna 1983 roku, gdy Rosy przypomniała mi pragnienie wyjazdu do Jugosławii, by podziękować za to, co się wydarzyło. W Medziugorju zadziwiła nas wielka wiara zebranych tam słowiańskich pielgrzymów oraz prostota dzieci wśród niezwykłych objawień. Wyjaśniliśmy od razu, że chcemy podziękować za wyzdrowienie Rosy, ja poprosiłem pewnego brata, by polecał Bogu problem aborcji i mediolański szpital.

     Nie powiedziałem, że jestem lekarzem, ale reporterem włoskiego tygodnika, bowiem kolega dziennikarz poprosił mnie o zrobienie paru fotografii do swojego artykułu. Niestety, podczas podróży zauważyłem, że aparat po drugiej naprawie ma znów popsuty światłomierz, więc udało mi się zrobić bardzo niewiele zdjęć. W niedzielę 24. kwietnia 1983 r. podczas nieszporów fotografowałem tłum z tyłu kościoła św. Jakuba w Medziugorju, gdy nagle zdecydowałem się podejść blisko ołtarza, przed którym przechodzili wizjonerzy, by udać się do zakrystii, w której dokonywały się objawienia. W ten sposób, gdy dzieci przechodziły przede mną, spróbowałem zrobić zdjęcie i nagle młoda siostra,która im towarzyszyła, zanim zamknęła drzwi, chwyciła mnie delikatnie za ramię i pociągnęła w miejsce objawień. Dzieci wysokimi głosami rozpoczęły modlitwę w języku chorwackim, stojąc. Nagle, jak na sygnał niezauważony przez innych, upadły na kolana, zanurzyły się w uważnym i prostym dialogu. W czasie tego zjawiska zauważyłem nagle, że aparat zaczął ponownie dobrze działać (potem znów przestał) i mogłem zrobić różne ujęcia. Tego wieczoru objawienie trwało około trzech minut.

     Obecni byli Ivanka Jvanković, Marija Pavlović i Jakov Čolo. Właśnie Jakov, na koniec objawienia, gdy jeszcze robiłem zdjęcia, podszedł do młodej siostry i coś do niej powiedział. Siostra podeszła do mnie i powiedziała po angielsku „Czy pan jest może ginekologiem?” Na chwilę odebrało mi mowę, ale potwierdziłem. „Jakov powiedział – kontynuowała siostra – że nasza Pani błogosławi panu i tym, z którymi pan pracuje w szpitalu mediolańskim, za to, co robicie (chodziło o ochronę życia poczętego). Musicie kontynuować to dzieło. Musicie się modlić. Madonna błogosławi także chorym z tego szpitala, za których modlono się tego wieczoru”. Następnego dnia spotkaliśmy w Splicie arcybiskupa metropolitę Frane Franka, który powiedział: „Czego my, jugosłowiańscy biskupi, nie zdołaliśmy zrobić przez 20 lat misji w parafiach, nagle w Jugosławii dzieje się w ciągu ostatnich dwóch lat: odkąd w Medziugorju rozpoczęło się to niebywałe zjawisko. Byłoby pięknie, gdybyście wy, lekarze, pomogli w przestudiowaniu tych zdarzeń, przeanalizowali także uzdrowienia zgłaszane z wielu stron.

    Gdy wróciliśmy do Włoch, opowiedzieliśmy o naszym przeżyciu wielu przyjaciołom i odtąd zaczęliśmy śledzić fenomen Medziugorja. Z pomocą dr Mario Botta, kardiochirurga z Mediolanu i eksperta z Biura medycznego Lourdes, udało się ukonstytuować zespół lekarzy włoskich zainteresowanych studiami tego wydarzenia.

 

Dr. Luigi Frigerio