Uzdrowiona w Medziugorju – świadectwo Rity

     26 lat cierpiałam na stwardnienie rozsiane, z tego ostatnie siedem lat były szczególnie ciężkie. Choroba ta postępowała. Spowodowała całkowity paraliż stóp aż do kostek. Z powodu spazmatycznie zwiększonego napięcia mięśni i ciągłych skurczy mięśniowych, obydwie nogi były wykrzywione. Aby zlikwidować skurcze mięśniowe i rzepkę kolanową umieścić na powrót we właściwym miejscu, operowano kilka razy prawą nogę, jako że obydwa kolana, a szczególnie prawe, były wykrzywione do środka. Również pęcherz moczowy nie funkcjonował, a ja chorowałam ciągle na zapalenie pęcherza, tak że nie mogłam już kontrolować czynności wydzielania moczu. Choroba zaatakowała także mój wzrok. Moja prawa ręka tak drżała, że mogłam poruszając nią napisać na raz zaledwie kilka linijek i to bardzo brzydko. W domu poruszałam się na małych odległościach przy pomocy szyn ortopedycznych i kul łokciowych, większą część dnia spędzałam jednak na wózku inwalidzkim. Przy przyrządzaniu posiłków, sprzątaniu i praniu bielizny pomagał mój kochany i wielkoduszny mąż. Nasze trzy córki, Kristeen 12 lat, Ellen 10 lat i Heidi 7 lat nauczyły się już bardzo wcześnie nam pomagać. Dzięki pomocy mojej dobrej przyjaciółki i kolegów-nauczycieli mogłam nadal w pełnym wymiarze uczyć w naszej szkole parafialnej św. Grzegorza w Zelienople w Pensylwanii.

     Pewnego dnia, było to w środę 18 czerwca 1986 r., gdy po pracy odmawiałam właśnie mój codzienny różaniec, przyszło mi nagle do głowy, aby poprosić Jezusa za wstawiennictwem Najświętszej Marii Panny z Medziugorja o uzdrowienie. W ostatnim czasie czytałam w kilku czasopismach katolickich o objawieniach Maryjnych w Medziugorju i akurat skończyłam czytać książkę ojca Rene Laurentina pt. „Czy Najświętsza Maryja Panna objawia się w Medziugorju?”. W odpowiedzi na prośbę Matki Bożej zaczęłam pościć 2 dni w tygodniu. Nigdy wcześniej nie modliłam się o uzdrowienie, lecz o to, bym zawsze mogła dobrze i radośnie spełniać wolę Bożą.

     Czułam się bezpieczna i bardzo spokojna. Natychmiast potem zasnęłam. Następnego poranka nie zauważyłam niczego szczególnego. Pojechałam do College w La Roche, gdzie chodziłam na krótki kurs biblijny z zakresu Ewangelii. Nagle podczas zajęć zauważyłam, że mam znowu czucie w stopach. Zaczęłam poruszać palcami nóg – była to czynność już od ponad dziesięciu lat niemożliwa. Nie wiedziałam, o czym mówił wykładowca. Siedziałam tylko i bawiłam się palcami nóg. W domu poszłam do swojej sypialni, by odpiąć szyny. Było bardzo gorąco. Gdy się pochyliłam, aby poluzować pasek przytrzymujący, zauważyłam, że moje nogi wyglądały dziwnie inaczej. Były proste! Byłam tak przepełniona radością, że zaczęłam krzyczeć dziękując głośno Bogu i Maryi. Odłożyłam na bok moje szyny i podeszłam podpierając się na kulach do schodów prowadzących na pierwsze piętro. Powiedziałam sobie: „Jeżeli zostałam uzdrowiona, to będę mogła wejść po schodach!”. I – weszłam po schodach! Potem biegałam po całym domu! Musiałam podzielić się z kimś swoją radością, a ponieważ Ron i dziewczynki pojechali na farmę zbierać truskawki, zatelefonowałam do naszego proboszcza Charlesa Bergmana. Ze zdenerwowania wykręcałam swój własny numer telefonu. W końcu udało mi się połączyć z księdzem, ale wydaje mi się, że on mi nie uwierzył. Zadzwoniłam więc do mojej najlepszej przyjaciółki Marianny Nock, która mieszka na tej samej ulicy. Z radości tak głośno płakałam, że ona myślała, iż stało się ze mną coś okropnego. Spodziewając się jakiejś katastrofy natychmiast przybiegła. Śmiałyśmy się i płakałyśmy razem. Potem postanowiłyśmy pojechać na farmę i zaskoczyć Rona i dziewczynki. Po drodze mijałyśmy dom parafialny, wbiegłyśmy więc do środka i pokazałyśmy ojcu Bergmanowi, co się stało. Bez pomocy uklękłam i prosiłam o jego błogosławieństwo, którego mi udzielił. Gdy przyjechałyśmy na farmę, moja rodzina już odjechała do domu. Tak więc zawróciłyśmy i w domu pokazałam się Ronowi i dziewczynkom. Po częściowym uspokojeniu się Ron zatelefonował do doktora Angela Vierry, lekarza prowadzącego leczenie w centrum rehabilitacyjnym Harmarville w Pittsburgh w Pensylwanii. Dr Vierra nie mógł uwierzyć temu, co słyszał. Widział mnie właśnie przed miesiącem, 19 maja podczas moich przepisanych cotrzymiesięcznych badań kontrolnych. Nie mógł wtedy stwierdzić żadnych istotnych zmian w stanie mojego zdrowia oprócz tego, że trochę schudłam /chyba przez posty/. Dr Vierra chciał mnie zobaczyć jak najszybciej. Ponieważ zbliżał się koniec tygodnia, zostałam umówiona z nim dopiero na poniedziałek 23 czerwca, na godz. 12-tą.

     Wyniki badań były jednoznaczne: nie było żadnych śladów stwardnienia rozsianego. Wszystkie odruchy, poczucie równowagi i siła mięśni były normalne, znikło drżenie. Dr Vierra nie mógł po prostu uwierzyć. Powiedział, że w ciągu całej praktyki lekarskiej czegoś takiego nie widział. Wszystkie deformacje zniknęły, wszystkie spazmatyczne i skurczone mięśnie wróciły do normy. Znikł paraliż. Lekarz powiedział, że urodziłam się na nowo i mam teraz możliwość rozpocząć nowe życie. „Niech pani idzie do domu – niech pani idzie do kościoła i dziękuje Bogu!” to były jego słowa przy pożegnaniu. Cieszę się obecnie znakomitym zdrowiem. To wszystko jest prawdą spisaną zgodnie z sumieniem.

 

Rita Maria Klaus Pensylwania USA