Wciąż nie ma śladu po zaginionym księdzu

 

Poszukiwania przy użyciu helikopterów i dronów. Księdza ani śladu, ratownicy twierdzą, że policja powinna zbadać ten przypadek dokładniej.

Medziugorje

MEĐUGORJE – Pomimo, że helikoptery, motolotnie i jeden samolot bezzałogowy przelatywały w tych dniach nad medziugorskimi wzgórzami, a ratownicy przeszukiwali teren wokół sanktuarium, włoski ksiądz Luciano Ciciarelli, który na początku miesiąca tajemniczo zaginął w samym środku Medziugorja, nadal nie został odnaleziony. Dlatego, Zdenko Marić ze Związku Służb Ratownictwa Górskiego w BiH (GSSuBiH), wyraził w rozmowie dla dziennika Dnevni list podejrzenie, że za zniknięciem księdza stoi coś więcej, co policja powinna zbadać bardziej szczegółowo.

Medjugorje

Zadanie dla policji?

Na pytanie czy są jakieś nowości jeśli chodzi o poszukiwania Włocha, Marić odpowiedział wczoraj: "Im dłużej go nie ma, tym bardziej myślę, że jest to zadanie dla policji", swoich wątpliwości nie uzasadnił jednak bardziej szczegółowo. „Przeszukaliśmy duży obszar, helikopter przeleciał nad 2800 hektarami, a 400 hektarów terenu przeszukały nasze zespoły ratownicze na lądzie. Nie moglibyśmy przeoczyć ciała, gdyby gdzieś leżało martwe, bo do tej pory szerzyłby się już nieprzyjemny zapach, nasi ratownicy nie mogliby go nie zauważyć. Możemy przejść obok telefonu, ale nie ciała", objaśnił Marić.

Twierdzi, że w ciągu ostatnich dni zaangażowano do pomocy w poszukiwaniach wszystkie możliwe siły, wyproszono pomoc policji i wojska, specjaliści razem ze swoimi ekipami, szukali na lądzie, a helikopter sił powietrznych przelatywał nad wyznaczonymi terenami. Załoga helikoptera przeszukała medziugorskie skały, wykonała fotografie terenu, które następnie przeanalizowała w swojej bazie. Gdyby ujrzeli na fotografiach coś podejrzanego, zostaliby wysłani w te miejsca ludzie by to sprawdzić, jednak nie znaleźli żadnego śladu tego, że Włoch mógłby być w tych miejscach.

Poruszanie się po skalistym terenie, który też jest mokry po deszczu jest bardziej niebezpieczne, ale nie przeszkodziło to ratownikom, którzy udali się na przeszukiwanie stref wyznaczonych przez kierownika akcji poszukiwawczej. Ich ratownicy do późna w nocy przeszukiwali wzgórza, a parę dni wcześniej Chorwackie Służby Ratownictwa Górskiego Čitluk Medziugorje opublikowały film pod tytułem „Kawałek atmosfery w terenie”, na którym widać jak oni w zupełnych ciemnościach, ubrani w odblaskowe ubrania świecą latarkami po krzakach. Oprócz helikopterów, nad medziugorskimi skałami przeleciały również w ostatnich dniach dwie motolotnie, a koledzy z Chorwackiej Służby Ratownictwa Górskiego ze stacji Makarska przybyli z pomocą wraz z samolotem bezzałogowym-dronem, również fotografując teren z powietrza. ”Wykonywaliśmy nagrania wideo terenów schodzących w stronę rzeki Neretwy, przejrzeliśmy je i nie znaleźliśmy niczego, co byłoby ważne dla poszukiwań”, wymienia Marić, dodając że poproszono również o pomoc Szwajcarów z misji EUFOR, którzy przelecieli helikopterami nad terenem.

Intensywne poszukiwania

„Tylko Obamy nie zaangażowaliśmy”, obrazowo wyjaśnił Marić, zauważając, że poszukiwania w terenie prowadziło również osiem zespołów poszukiwawczych z psami i ludźmi, którzy przyszli im z pomocą. Mamy pełne wsparcie Chorwackiej Służby Ratownictwa Górskiego, przybyli do nas ratownicy z Šibenika, Makarskiej, Orebića, Dubrownika, Metkovića, Imotskiego, ze Splitu, z psami poszukiwawczymi i samochodem dowodzenia. Federalna Administracja Obrony Cywilnej wysłała wóz z zespołami ratowniczym i psami. Właściciele gospodarstwa agroturystycznego odstąpili nam cały obiekt, gdzie ulokowaliśmy bazę akcji poszukiwawczej, skąd wysyłamy zespoły w teren. Właściciele pensjonatu Ivanković, pomagają nam logistycznie, dają żywność i zakwaterowanie. Kancelaria Parafialna w Medziugorju wspiera nas, pomaga, oferuje pomoc, mamy pełne wsparcie lokalnych mieszkańców. Nasi ludzie zostają do drugiej, trzeciej w nocy na poszukiwaniach, by rano wstać do normalnej pracy, po niej znów udają się do Medziugorja na poszukiwania do późnych godzin wieczornych, a rano znów idą do pracy - opisał Marić.