Świadectwo Łukasza

 

Wszystko się kręciło wokół narkotyków

 

     Mam na imię Łukasz, jestem z Jeleniej Góry. Do Medziugorja pierwszy raz przyjechałem trzy lata temu z grupą Moniki S. Moja mama była tam w 1999 roku. Tam też się nawróciła i opowiadała nam o tym miejscu, ale jakoś zbytnio mnie ono nie interesowało.

     Mając 14 lat myślałem, że łatwo znajdę sens życia. Chciałem być lubiany, akceptowany, szukałem towarzystwa – i wpadłem w złe towarzystwo. Zaczęło się od papierosów. Moje życie jakoś mijało, myślałem, że nie ma ono sensu. Szukałem wrażeń, zacząłem brać narkotyki.

     Wpadłem w wielkie zło, ponieważ sięgnąłem po marihuanę, która mnie uzależniła i paliłem ją kilka razy dziennie. Potem, nie wiedząc kiedy, wpadłem w następny narkotyk - amfetaminę. Nie brałem jedynie heroiny i LSD, i chwała Panu za to, naprawdę. Wszystko się kręciło w moim życiu wokół narkotyków, chciałem je brać do końca życia, przeprowadzić się do Holandii i palić tam marihuanę – taki był mój plan. Narkotyki, faza, imprezki – to było coś, co mnie kręciło.

     Ale przyszedł czas, kiedy narkotyków zaczęło brakować, zaczęło brakować na nie pieniędzy. Wtedy chodziłem do supermarketów, wynosiłem po cztery butelki perfum i sprzedawałem je dilerom. Robiłem różne rzeczy, żeby tylko zdobyć pieniądze. I zdobywałem je. Dawałem też narkotyki ludziom, którzy nigdy nie brali, którzy nie znali ich działania, przyczyniłem się do ich nałogu.

 

Chciałem kogoś poznać w Medziugorju

 

     W 2006 roku mama powiedziała mi, że jedziemy do Medziugorja. Pokazywała mi jakieś filmy, zdjęcia, ale mnie to nie pociągało. Zachęciła mnie, wreszcie mówiąc: „Chodź, zobaczysz Adriatyk, będzie pięknie, będzie plaża, będą naprawdę fajne, udane wakacje”. Powiedziałem: „No zobaczymy”. Ja nie chciałem się zmieniać, chciałem być taki, jaki byłem.

     Wreszcie nadszedł taki dzień: wchodzę do autokaru, a oni mi każą odmawiać różaniec. Myślę sobie: „Wariaci, szaleni”. Z modlitwą nie miałem nic wspólnego, choć mamie udawało się mnie zaciągnąć do kościoła; przepytywała też mnie z Ewangelii.

     W drodze do Medziugorja przespałem cztery części różańca i byłem z tego powodu szczęśliwy. Na miejscu poczułem bardzo dziwny klimat. Zacząłem obserwować ludzi, chodzących po Medziugorju. Zobaczyłem jedną dziewczynę, drugą, trzecią – jeszcze ładniejszą. „No - mówię – fajne dziewczyny, ale z różańcem w ręku. Takich cyrków jeszcze nie było, co tu się dzieje?”.

     Poszedłem z mamą i siostrą do kościoła. Mama skakała ucieszona, że syneczek przyjechał do Medziugorja, a ja podchodziłem do wszystkiego sceptycznie; mama z siostrą modliły się gorliwie, a ja prawie ciągle spałem.

     Chciałem kogoś poznać w Medziugorju, bo nie będę przecież chodził z mamą i siostrą, bez znajomych (oderwaliśmy się od grupy, z którą przyjechaliśmy, bo mieliśmy wynajęte mieszkanie). Po wyjściu z kościoła poszliśmy pochodzić po terenie parafii. Patrzę, ile tych różańców na stoiskach. „Załamka – pomyślałem – jacy nawiedzeni ludzie”. Idę, a tu podbiega do mnie dziewczyna i mówi: „Cześć, Ola jestem”. Odwróciłem się, oczy mało mi z orbit nie wypadły. „Łukasz jestem, cześć”, a ona na to: „Radyjko mi się zepsuło”. „No, spoko, mechanikiem jestem, ale radyjka ci nie naprawię”.

Porozmawialiśmy trochę i okazało się, że ona też jest z Jeleniej Góry. Nie wiedziałem, co się dzieje. Wokół 50 tysięcy ludzi, a tu podbiega do mnie dziewczyna z mojego miasta.

 

Nie wiedziałem, co tu się dzieje

 

     Zaczął się Festiwal Młodych; ludzie tańczą, skaczą. Spodobało mi się. „Taka inna msza – pomyślałem – fajnie by było, jakby takie msze były w Polsce, bo na pewno więcej młodzieży by się zorganizowało”.

     Tego roku na Festiwalu śpiewała piosenkarka, Tatiana. Ona jest z Ameryki, a wyszła za mąż za Chorwata i przyjechała dać koncert w Medziugorju. Miała niesamowity głos i powiedziałem mamie, że chciałbym mieć którąś z jej płyt. Poszliśmy zobaczyć, ile kosztują. Okazało się, że nie mieliśmy już na nie pieniędzy. Stwierdziliśmy, że po prostu jedną sobie przegramy. Kiedy skończył się koncert, poprosiłem mamę, żeby na mnie poczekała, bo muszę iść do toalety. Wracając zobaczyłem, że moja siostra rozmawia z Tatianą. Podszedłem do nich. Tatiana podarowała mi dwie płyty i autograf. Podziękowałem, ale o mało nie zemdlałem. Totalny szok, jako narkoman nie wiedziałem, co tu się dzieje: czy wszystko, co mnie tu spotyka, jest od Boga, czy to tylko dzieło przypadku? Tatiana mogła przecież pójść zupełnie inną drogą, rozmawiać z zupełnie innymi ludźmi. Tak Bóg wysłuchał w Medziugorju mojego drugiego pragnienia.

 

Idź, jesteś wolny

 

     Kiedy wieczorem po Mszy była adoracja, klęknąłem i zacząłem wrzeszczeć do Boga, że nie wiem, co tu się dzieje, że chcę Go zobaczyć: „Jeśli Ty jesteś, to się pokaż, bo ja chcę Cię dotknąć, nie tylko odmawiać paciorki, nie słysząc Ciebie”. I pamiętam, jak wtedy zacząłem płakać, a raczej – beczeć jak małe dziecko. Pamiętam moją mamę, która patrzyła na mnie z uśmiechem.

     Konferencje wspólnoty Cenacolo, które tam usłyszałem, trafiały do mnie, bo było to odzwierciedlenie mojego życia – świadectwa narkomanów, osób, które miały życie podobne do mojego. Zacząłem ich słuchać i zrozumiałem, że oni się nawrócili, oni Kogoś spotkali. Pomyślałem, że też chcę tego Kogoś spotkać. I zacząłem krzyczeć do Boga podczas adoracji. Po niej, mokry od łez, postanowiłem, że pójdę do spowiedzi.

     Obawiałem się tylko, że kiedy wypowiem na głos moje grzechy – kapłan ucieknie, albo ja sam. Miałem za dużo na sumieniu, żeby można było o tym swobodnie porozmawiać. Starałem się nie tyle modlić, co wzbudzać w sobie pragnienie, żeby to się udało, żeby ta spowiedź była czysta, dobra. Ksiądz jednak nie uciekł z konfesjonału, ja też nie, choć stres przeżywałem niesamowity, bo to była moja pierwsza spowiedź po – nie wiem, jak długim – czasie. Pamiętam niezwykły pokój w sercu, po otrzymaniu rozgrzeszenia, coś, czego nigdy nie odczułem, a także słowa: „Idź, jesteś wolny, całe życie przed tobą”. Wiedziałem, że wszystkiego spróbowałem na tym świecie: narkotyków, papierosów, kradzieży… A teraz mam iść i zobaczyć, jak się żyje z Bogiem.

     Potem Pan Bóg posłużył się mamą Oli, która jest liderką w grupie Odnowy w Duchu Świętym. Na górę Kriżewac szedłem z nią i panią Helenką i one właśnie zachęciły mnie do uczestnictwa w spotkaniu wspólnoty już w Polsce, w Jeleniej Górze. Wtedy postanowiłem zobaczyć, jak wygląda to życie z Bogiem.

 

Gdyby nie wspólnota, upadłbym

 

     Ostatniego dnia Festiwalu w Medziugorju powiedziałem, że ja zabieram stąd Matkę Bożą. Człowiek, który przebywał w Medziugorju bardzo długo, powiedział: „Nie, nie, ty stąd Matki Bożej nie zabierzesz”. Ludzie się śmiali, ale to była też łaska.

     Po powrocie do Jeleniej Góry zacząłem się zastanawiać, jak moje towarzystwo zareaguje, jak się będzie zachowywać, kiedy powiem, że nie chcę już brać narkotyków. Zacząłem wtedy uczestniczyć w spotkaniach modlitewnych. Chcę jedno podkreślić: gdyby nie wspólnota, to upadłbym, nie wiem, czy przyjechałbym następny raz do Medziugorja, nie wiem, czy moje nawrócenie wydałoby tak dużo owoców, jak teraz. Wszystko działo się dzięki stałej modlitwie we wspólnocie. Miałem przecież wokół siebie osoby, z którymi mogłem porozmawiać, którym mogłem powiedzieć: „Słuchaj, Jezus zrobił w moim życiu to i to, i to”.

     Mnie dano tę łaskę, że mam jeszcze takie osoby w rodzinie, ale nie wszyscy są w podobnej sytuacji. Bywa, że ktoś chce się nawrócić, ale nie znajduje pomocy tam, gdzie jej szuka, i to jest przykre. Dlatego tak bardzo pomocna bywa wspólnota osób, które są tego samego ducha i które mogą porozmawiać.

     Pamiętam, jak z Medziugorju wróciłem do domu, a koledzy mówią: „Chodź, Łukasz, zapalimy, zaćpamy, my stawiamy, nie było cię trochę”. Odmawiałem, mówiłem: „Nie, idę do kościoła”. A oni: „Weź, głupi jesteś, jak będziesz miał 70 lat, będziesz chodził do kościoła”. I tak to trwało. W swoje 18. urodziny poszedłem na adorację i to było niesamowite – ledwie miesiąc wcześniej myślałem, że tego dnia będzie wielka biba.

     Wspólnota mi pomagała, zaczęło się wszystko układać. Rosła też moja chęć poznania Boga. Zacząłem codziennie chodzić do kościoła. Kiedy zdarzyło mi się raz w tygodniu nie iść na Mszę, siostra zdziwiona pytała mnie, co się stało. Po swoim nawróceniu zacząłem chodzić z różańcem w ręku, a ludzie kręcili głowami i stukali się w czoło: „Co za czubek idzie!”.

 

Może powiedziałbyś świadectwo?

 

     W 2007 roku pojechałem do Medziugorja podziękować za nawrócenie. Byłem radosny, zupełnie inaczej przeżywałem ten wyjazd niż kiedyś. Słyszałem o wielu nawróceniach. Byłem cały czas ze wspólnotą; ludzi, którzy są tego samego ducha. Po powrocie uczestniczyłem jeszcze w spotkaniu młodzieży w Krzeszowie. Któregoś dnia Tomek zaproponował: „Może powiedziałbyś świadectwo?”.

     Pamiętam, jak wtedy czułem opór, ale przez cztery dni się modliłem, pytając, czy tego chce Bóg. W ostatni dzień opowiadała o swoim życiu para, która od trzech i pół roku jest ze sobą, żyjąc w czystości. Ci młodzi mówili jak Bóg błogosławi parom, które chcą się na Nim oprzeć. Potem do ambony poszedłem ja. Moje świadectwo zacząłem od przyznania się do czterodniowych wahań i modlitw. Powiedziałem, że to Duch Święty niemal mnie wypchnął przed mikrofon, bo sam z siebie nie byłem w stanie wstać i przemówić.

     Na koniec zadawano mi pytania i jedna dziewczyna zapytała, co z moim towarzystwem. Odpowiedziałem, że należę do wspólnoty, ale są tam osoby starsze, z którymi nie mogę gdzieś wyjść czy spotkać się choćby w szkole. Później podbiegła do mnie dziewczyna (obserwowałem ją, bo wpadła mi w oko) i zapytała, skąd przyjechałem. Powiedziałem, że jestem z Jeleniej Góry. Ona się właśnie tu przeprowadzała z Polkowic. Dała mi swój numer telefonu, z czego bardzo się ucieszyłem. We wrześniu zadzwoniłem do niej: „Marysia, może się spotkamy?” A ona na to: „Zapraszam cię we środy o godz. 19.15 do wspólnoty <> w Jeleniej Górze”. Okazało się, że to wspólnota, w której spotyka się trzydzieści młodych osób. A przecież brakowało mi w życiu towarzystwa młodych ludzi.

     Jeżdżę nadal do Medziugorja. Byłem chyba tu zaproszony. Wiem, że miałem być też świadkiem innych nawróceń. Wielu już osobom opowiadałem o Medziugorju i każdego roku mocno przeżywam spotkanie. Chwała Panu!

 

We współpracy z czasopismem „Posłanie”