Niesłychane, Wojtyła gotowy do dymisji z papiestwa

     Pewna książka odsłania kulisy dotyczące Jana Pawła II: w liście napisanym własnoręcznie mówi o sobie, że jest gotowy opuścić Watykan w przypadku choroby. Papież trzymał w szafie pasek do biczowania się. Czasami sypiał na ziemi. Pewnego dnia jedna z sióstr posługujących w apartamencie papieskim zobaczyła Jana Pawła II szczególnie zmęczonego i wyznała mu, że jest „zaniepokojona Jego Świątobliwością”. „Ja też martwię się o moją świętość” – taka była pogodna i natychmiastowa odpowiedź papieża Wojtyły. Nieuzasadnione zmartwienie, teraz, gdy proces beatyfikacyjny jest na ukończeniu i wkrótce papież Polak zostanie wyniesiony na ołtarze. Tym krótkim, choć rzucającym wiele światła na osobowość Karola Wojtyły epizodem, zaczyna się książka, którą postulator procesu, Sławomir Oder, napisał razem z dziennikarzem Saverio Gaeta, odkrywając niepublikowane dotychczas świadectwa, które wyszły na jaw w trakcie procesu. Książka „Dlatego jest święty” (Rizzoli, str. 200, 18,50 euro) została zaprezentowana wczoraj w Rzymie przez kardynała José Saraiva Martins, emerytowany prefekt Kongregacji ds. Świętych.

     Jedną z najbardziej interesujących ciekawostek w książce, która od dziś jest dostępna w księgarniach, jest dokument mówiący o dymisji Jana Pawła II, który z racji zbliżającej się 75 rocznicy swoich urodzin, w 1994 r., zlecił do analizy możliwość opuszczenia swojego zadania także mając na względzie chorobę, która go dotknęła – choroba Parkinsona. Ostatecznie, „po długiej modlitwie i refleksji”, świadomy, że w Kościele „nie ma miejsca dla papieża emeryta”, Wojtyła zdecydował kontynuować swoją misję, informując jednak kolegium kardynalskie, że „umieścił już na piśmie” wcześniej swoją wolę zrzeczenia się „w przypadku choroby, która, jak się przypuszcza, jest nieuleczalna” i uniemożliwiałaby mu sprawowanie urzędu. Poza tą hipotezą jednak pisał „czuję jako silny nakaz sumienia konieczność kontynuowania zadania, do którego Chrystus Pan mnie powołał, dopóki On, w tajemniczych zamysłach Swojej Opatrzności, zechce.”

     Ten własnoręczny list na temat dymisji jest datowany na 15 lutego 1989 r. i znaczące jest to, że został on napisany jeszcze przed ujawnieniem się Parkinsona. Papież oświadcza chęć zrzeczenia się swojego zadania „w przypadku choroby, która, jak się przypuszcza jest nieuleczalna, długotrwała i która może uniemożliwić mi pełnienie dostatecznie dobrze mojej posługi apostolskiej jak również w przypadku innej poważnej i długotrwałej przeszkody”, pozostawiając kardynałowi dziekanowi kolegium, wikariuszowi Rzymu i szefom dykasterii „możliwość zatwierdzenia i upełnomocnienia” dymisji.

     W książce, która w najlepszy sposób przedstawia 114 świadectw zebranych w aktach procesu, mimo pominięcia imion świadków, zostają potwierdzone mistyczne cechy Jana Pawła II i Jego dialogu z Maryją: jeden z jego współpracowników w trakcie rozmowy na temat objawień maryjnych zapytał Go, czy widział kiedyś Madonnę. Odpowiedź papieża była jasna: „Nie, nie widziałem Madonny, ale odczuwam Jej obecność”. W świetle tych słów nabierają mocy liczne świadectwa podające jakoby Wojtyła wierzył w objawienia w Medjugorie. W książce przedstawia się i czyni wiarygodnymi słowa wypowiedziane przez niego w 1987 r., podczas krótkiej rozmowy z widzącą Mirjaną Dragićević, której wyznał: „Gdybym nie był papieżem, już dawno byłbym w Medjugorie, żeby spowiadać”. Ta intencja papieża znajduje potwierdzenie w świadectwie kard. Františka Tomaška, emerytowanego arcybiskupa Pragi, który słyszał go mówiącego, że gdyby nie był papieżem, chętnie udałby się do tej małej miejscowości Hercegowiny, by pomagać pielgrzymom.

     Także mistyczna relacja z Ojcem Pio znajduje nowe potwierdzenia. Pewien świadek, który po tym jak uczestniczył we Mszy św. sprawowanej przez papieża w jego prywatnej kaplicy, miał u niego audiencję, w pewnym momencie rozmowy <<odniósł wrażenie, jakby widział rozmazywanie się twarzy papieża i pojawianie się na jej miejscu obrazu przyjaznej twarzy Ojca Pio. Kiedy to ujawnił i powiedział o swym wrażeniu papieżowi, usłyszał wypowiedzianą z prostotą odpowiedź: „Ja też go widzę”.>>

     Rozjaśnia się też temat umartwień cielesnych, którym poddawał się Wojtyła. <<On sam nakładał na swe ciało niewygody i umartwienia…Nie rzadko spędzał noc, kładąc się do snu na gołej podłodze.>> Nie ograniczał się jednak tylko do tego. Jak mogli usłyszeć na własne uszy niektórzy członkowie jego ścisłego grona, <<w Polsce, jak w Watykanie, Karol Wojtyła biczował się. W jego szafie, między strojami duchownymi, wisiał na wieszaku specyficzny pasek do spodni, którego używał on jako bata i który zawsze zabierał ze sobą, także do Castel Gandolfo.>>

     Kolejną ujawnioną ciekawostką jest tekst <<listu otwartego>> do Ali Agca’y, zawierający słowa przebaczenia, który to list papież chciał przeczytać podczas audiencji generalnej 21 października 1981 r. A także informacja ze strony włoskich służb specjalnych do Watykanu, na temat planu porwania papieża przez Czerwone Brygady, która dotarła na chwilę przed zamachem Agca’y i stąd, zaraz po zranieniu, papież powiedział do swego sekretarza: <<jak dla Bachelet’a>>, odnosząc się do wiceprezydenta CSM = Consilio Superiore della Magistratura (Najwyższego Wymiaru Sprawiedliwości) zamordowanego w Rzymie przez Czerwone Brygady w lutym 1980 r. Nie brak też w końcu świadectwa tyczącego się polityki stosowanej przez Ligę Północną. Jan Paweł II przyglądał się bowiem ze szczególną uwagą i niepokojem sprawom secesjonistycznym, które godziły w jedność kraju.

     Jak opowiedział naoczny świadek tamtych dni: Dokładnie pamiętam jeszcze niepokój papieża, latem 1996 r., kiedy to Liga Północna zebrała się nad brzegami rzeki Pad. Odebrał ten gest jako zamach na jedność Narodu i pytał mnie dlaczego nie interweniowali karabinierzy i dlaczego prezydent Republiki nie podjął żadnych działań. Miał wielką świadomość tego jak cenna była Italia także dla Stolicy Świętej i dla papieża. Z tego przekonania zrodziła się też decyzja o połączeniu w osobie Wikariusza Rzymu także funkcji przewodniczącego CEI (Konferencji Episkopatu Włoch).

Andrea Tornielli

Il Giornale, styczeń, 2010 r.